Wracamy do projektu Opowieści Mam Karmiących Piersią... Pierwsza relacja po roku...
Nie zawsze bywa łatwo, czasem zaskakuje niechęć dziecka do ssania, jednak Asia nie poddała się i dziś czerpie radość z chwil bliskości gdy karmi piersią synka...
W
czasie ciąży dużo czytam. O rozwoju maleństwa w moim brzuchu, o
pielęgnacji noworodka, o karmieniu piersią. Wszystko wydaje się,
jeśli nie proste to na pewno do opanowania. Problemy, trudności?
Wspominają coś o nawale pokarmu, poranionych brodawkach … Myślę,
że to nic takiego, że na pewno dam radę. Przed porodem odwiedza
mnie kilka razy Położna. Rozmawiamy wiele godzin, przygotowuje się
do porodu. Wiem, że chcę karmić piersią, wydaje mi się to takie
oczywiste. Dostaję gratisową butelkę. Chowam na dno szafy. Nie
będzie mi nigdy potrzeba, jestem o tym przekonana.
Przychodzi
ten wielki Dzień. Po kilkunastu godzinach kładą na moich brzuchu
mojego Synka. Wyciągam pierś, chcę podać mu siarę. Przecież
tyle czytałam o jej dobrodziejstwie. I dostaję szoku. Tymek nie
chce, nie ssać. Odwraca główkę… Przerażona pytam Położną.
Ona ucina krótko, „ jest zmęczony porodem”. No, ale jak to,
przecież czytałam, że wszystkie dzieci po porodzie tak robię, że
to naturalny odruch ćwiczony już w brzuchu, co się dzieje?!
Niestety muszą mu podać antybiotyk, nie ma miejsc na oddziale
położniczym. Więc Jego zabierają, mnie kładą na patologii
ciąży. Przyniesiemy Go jak będzie głodny mówią. Jest po 22,
całą noc nie śpię, przecież zaraz przyniosą mi dziecko, muszę
być w gotowości, żeby podać mu mleko. Płaczę z samotności.
Głaszczę brzuszek, zawsze tak robiłam, ale nie odpowiada mi żadne
kopnięcie. Jest pusty, a moje dziecko jest piętro wyżej. Nikt nie
przychodzi…
Rano zjawia się pielęgniarka. Niesie malutkie
zawiniątko (Tymek ważył 2700), kładzie koło mnie i rzuca „Nie
potrafi ssać” i odchodzi. Nie wiem, co robić, upał daje się we
znaki, pot leje mi się z czoła, kiedy próbuję go nakłonić do
jedzenia, płacze tak strasznie, że przychodzą kolejne
pielęgniarki. Każda na swój sposób próbuje mi pokazać jak mam
go nakarmić. W żadnej pozycji się to nie udaje. Ja jestem mokra od
potu i łez. Hormony szaleją, Tymek już nie płacze. On wrzeszczy .
Zjawia się moja Mama. Ona też jest zdziwiona. „Pięcioro dzieci
wykarmiłam, jak to nie umie, to jakieś bzdury, wszyscy umieją”.
Zwalnia się miejsce na położnictwie, przenoszą Nas. Tutaj
potwierdza się diagnoza. Proszę odciągać mleko. Podamy mu w
kieliszku. Jak to odciągać? Jak mam to zrobić ? Położona bierze
i ściska boleśnie moją pierś. Leje się mleko, rzeka mleka. Cała
koszula jest mokra. Dobrze będę tak robić. Kieliszki się
zapełniają. Podają je Tymkowi. Nie płacze już, zasypia. Ja też
mam na to ochotę, nic z tego. Położna oświadcza, odciąganie, co
dwie godziny, karmienie co trzy. Gdzie tu czas na sen? Mama i Mąż
dbają o mnie. We mnie wszystko szaleje, płaczę, pocę się od
upału. Koleżanka z łóżka obok karmi swoją córeczkę. Mała
pięknie je, anielski widok. Dlaczego nie jest mi to dane? Znowu
płaczę…
Na drugi dzień dowiaduję się, że potrzeba więcej mleka. Piersi bolą strasznie. Każą Mężowi kupić laktator. Kupuje porządnej firmy, odciągam wyrabiając przy okazji mięśnie. W kubeczku koczy się podziałka. Proszę przynieść butelkę. Ale jak to butelkę? Mąż odnajduje dawno zapomniany przedmiot. Pytają o moją zgodę. To szpital w którym promuje się karmienie piersią. Tak, zgadzam się, chcę wyjść do domu. Małemu podają antybiotyk, jesteśmy tam pięć długi dni.
W końcu wychodzimy ze szpitala. Upał się nie zmniejsza, jest coraz większy. Nie mam siły, rytm dnia wyznacza odciąganie. Pot leje się ze mnie strumieniami. Mały ma czkawkę, mleko, które odciągałam wypił. Co robić? Panika. Mały czka, a ja płaczę, że nie mogę mu pomóc. Zjawia się Położna. Kiwa głową ze współczuciem. Dostaję laktator elektryczny od Męża. Czuję się jak krowa, w dojarni. Sprzęt wydaje nie miły dźwięk. Ciągle słyszę go w głowie. Teściowa rzuca przy okazji wizyty, „po co się męczyć”, kupuje mleko modyfikowane.
Znowu płaczę. Mija dzień za dniem, mam podawać coraz więcej mleka, co trzy godziny. Pilnuję tego bardzo. Nie raz budzę śpiącego Malca. Krzywi się chce spać, wkładam butelkę nie chce jeść. Wylewam mleko, Przecież miało kontakt ze śliną. Mówili, że nie mogę go drugi raz podać. Za chwilę Tymek zaczyna płakać, lakator pusty. Koszmar. Przystawiam Go do piersi. Wygląda jakby ssał. Czuję, że ubywa mi mleka. Pokazuję Mężowi. „nie wygląda jakby jadł” odpowiada. Odkładam do łóżeczka, zasypia. Pewnie był zmęczony myślę. Na drugi dzień pokazuję Położnej jak Go przystawiam. „Nie ssie efektywnie”-odpowiada. Czyli dalej odciągamy. Piersi cholernie bolą. Nie spacerujemy, nie oddalam się od domu, nie zapraszam gości. Wstydzę się, że to moja wina. „Życzliwa” osoba, twierdzi, że to przez to, że miałam znieczulenie, On nie potrafi ssać. Załamuję się totalnie. A więc nawet nie potrafię rozpoznać, ze moje dziecko je, przez mój niski próg bólu, On używa teraz butelki. Co ze mnie za matka…
Na drugi dzień dowiaduję się, że potrzeba więcej mleka. Piersi bolą strasznie. Każą Mężowi kupić laktator. Kupuje porządnej firmy, odciągam wyrabiając przy okazji mięśnie. W kubeczku koczy się podziałka. Proszę przynieść butelkę. Ale jak to butelkę? Mąż odnajduje dawno zapomniany przedmiot. Pytają o moją zgodę. To szpital w którym promuje się karmienie piersią. Tak, zgadzam się, chcę wyjść do domu. Małemu podają antybiotyk, jesteśmy tam pięć długi dni.
W końcu wychodzimy ze szpitala. Upał się nie zmniejsza, jest coraz większy. Nie mam siły, rytm dnia wyznacza odciąganie. Pot leje się ze mnie strumieniami. Mały ma czkawkę, mleko, które odciągałam wypił. Co robić? Panika. Mały czka, a ja płaczę, że nie mogę mu pomóc. Zjawia się Położna. Kiwa głową ze współczuciem. Dostaję laktator elektryczny od Męża. Czuję się jak krowa, w dojarni. Sprzęt wydaje nie miły dźwięk. Ciągle słyszę go w głowie. Teściowa rzuca przy okazji wizyty, „po co się męczyć”, kupuje mleko modyfikowane.
Znowu płaczę. Mija dzień za dniem, mam podawać coraz więcej mleka, co trzy godziny. Pilnuję tego bardzo. Nie raz budzę śpiącego Malca. Krzywi się chce spać, wkładam butelkę nie chce jeść. Wylewam mleko, Przecież miało kontakt ze śliną. Mówili, że nie mogę go drugi raz podać. Za chwilę Tymek zaczyna płakać, lakator pusty. Koszmar. Przystawiam Go do piersi. Wygląda jakby ssał. Czuję, że ubywa mi mleka. Pokazuję Mężowi. „nie wygląda jakby jadł” odpowiada. Odkładam do łóżeczka, zasypia. Pewnie był zmęczony myślę. Na drugi dzień pokazuję Położnej jak Go przystawiam. „Nie ssie efektywnie”-odpowiada. Czyli dalej odciągamy. Piersi cholernie bolą. Nie spacerujemy, nie oddalam się od domu, nie zapraszam gości. Wstydzę się, że to moja wina. „Życzliwa” osoba, twierdzi, że to przez to, że miałam znieczulenie, On nie potrafi ssać. Załamuję się totalnie. A więc nawet nie potrafię rozpoznać, ze moje dziecko je, przez mój niski próg bólu, On używa teraz butelki. Co ze mnie za matka…
Mijają
prawie dwa miesiące. Jadę do Mojej Mamy. Proponuje daj mu pierś i
weźmiemy go na spacer. Nie chcę się zgodzić. Będzie głodny,
będzie płakał. Wtedy wrócimy, mówi spokojnie Mama. No dobrze,
przystawiam Go. Ssie, i przełyka. Wychodzimy na spacer. Spacerujemy
prawie dwie godziny z radosnym Tymkiem. Spotykamy moje koleżanki i
Mamy. Wszyscy się nim zachwycają. Jestem szczęśliwa. Wracamy.
Znowu Go karmię. Jest szczęśliwy. Łapie mnie mocno za palec,
jakby chciał żeby czuła, jaki jest silny dzięki mnie. Odciągam
mleko na noc, ale mu go nie podaję. Zamiast tego podaję pierś. Je
i zasypia. Ja pierwszy raz naprawdę się wysypiam. Początek nowego
dnia, jest także początkiem naszej nowej drogi. Karmię piersią !
Spełnia się moje marzenie! Udało się! Jestem najszczęśliwszą
mamą na świecie !
Tymek
ma obecnie prawie piętnaście miesięcy. Cały czas karmię piersią.
Moja
historia nie jest jakaś niezwykła. Chciałam tylko zwrócić uwagę
na problem, że może się zdarzyć taka sytuacja, że dziecko nie
będzie potrafiło ssać. Przed porodem nigdzie o tym nie
przeczytałam, nikt mi o tym nie powiedział. Może czułabym się
pewniej gdybym o tym wiedziała. Mam żal do Położnej, że nie
dostrzegła, że wtedy, kiedy Jej pokazałam Tymka nie przyznała mi
racji. On wtedy już zjadał. Mogłam przestać wcześniej odciągać,
było by mniej łez…
Mimo
wszystko, pomimo bólu, łez, braku snu uważam, że było WARTO.
Zrobiłam dla swojego dziecka to, co najlepsze-dałam mu całą
siebie…
Aśka.
Autorka: Aśka, dziękuję <3
Autorka: Aśka, dziękuję <3
1 komentarz:
Popłakałam się czytając o Waszym wspólnym spacerze, wsparciu mamy i sukcesie. Gratuluję Ci wytrwałości!
Prześlij komentarz