Dziś miała być kolejna z nadesłanych przez Was opowieści porodowych, ale będzie o czymś innym.
Pewna Mama przysłała do mnie ten tekst z prośbą o publikację... Temat ważny i przewijał się już niejednokrotnie na fejsbukowej grupie Karmiące Cyce... Przeczytajcie.
W
trakcie mojego karmienia piersią - czyli przez cały ubiegły rok –
spotykałam kilku różnych lekarzy: ginekologów, internistów,
pediatrów… Nigdy nie oczekiwałam, że któryś z nich wystawi mi
laurkę za długie karmienie piersią albo włączy fanfary przy
wejściu do gabinetu. Właściwie to nie oczekiwałam od nich
niczego. Albo wręcz przeciwnie? Myślałam, że może któryś z
nich wycedzi: „To dobrze, że karmi pani swoje dziecko własnym
mlekiem” lub inny podobny banał. Spodziewałam się, że większość
lekarzy – jeśli nie wszyscy – będzie miało wiedzę dotyczącą
laktacji w znacznym stopniu przewyższającą moją, a okazuje się,
że 95% z nich należy się dwója! I nie mam tu na myśli
kosmetycznych błędów, ale wielBŁĄDy!!!
Jak
ktoś, kto nosi tytuł specjalisty medycyny rodzinnej może wygadywać
bzdury o tym, że rok to i tak długo na karmienie piersią, a potem
nie ma już żadnych immunoglobulin w mleku? Komunikat w tej sprawie
wydało kilka miesięcy temu polskie Ministerstwo Zdrowia, które
zarekomendowało wyłączne karmienie piersią niemowląt do
ukończenia 6 miesiąca życia oraz kontynuację karmienia piersią
przy jednoczesnym podawaniu pokarmów uzupełniających nawet do
ukończenia przez dziecko drugiego roku życia i dłużej. Lekarzy to
nie interesuje?
Nie
chodzi mi o żonglowanie argumentami, o intelektualne spory dotyczące
mleka modyfikowanego, a karmienia naturalnego. To, co uderzyło mnie
najbardziej podczas mojej wizyty z niekończącym się
przeziębieniem, to sytuacja, w której lekarz nie skupia się na
moim problemie, z którym przychodzę, ale mówi mi – nie pytając
o moje zdanie – kiedy mam odstawić własne dziecko od piersi! Mam
odstawić je już, teraz! Dlaczego? Ano dlatego, że niekarmiącą
mamę łatwiej się leczy według wyuczonych schematów. To jest
analogiczna sytuacja, w której przyszedłby pacjent z cukrzycą, a
doktor zamiast leczyć zapalenie korzonków biadoliłby na jego
wysoki poziom cukru.
Podczas
tej wizyty w gabinecie zaczęłam odczuwać zniewolenie. Doktor –
autorytet mówi mi, co mam robić. Nie znaleziono dla mnie czasu na
rozmowę, czy ja tego odstawienia chcę, nie zostałam zapytana o
bilans korzyści moich i mojego dziecka, doktor nawet nie zapytał,
czy mnie karmienie spełnia, czy mnie męczy, nie zadręczał się
kto zapłaci za puszki mleka modyfikowanego.
-
„Ile ssak ma? Rok? No to już czas odstawić”.
Moja
odpowiedź:
-
„Nie wydaje mi się, Panie Doktorze”.
-
„A to dlaczego?”.
I
kolejny raz mam tłumaczyć się obcemu człowiekowi ze swoich
wyborów i decyzji życiowych. Nie chcąc wgłębiać się w
ideologię, powołuję się na AUTORYTET.
-
„Ponieważ prof. Lubiński zalecił mi długie karmienie piersią”
(Prof.
Lubiński jest słynnym w Szczecinie i Polsce genetykiem, zajmującym
się badaniami nad mutacją genu BRCA/BRCA1 odpowiedzialnego za raka
piersi).
Po
chwili milczenia – widać sprawa nie daje lekarzowi spokoju,
dopytuje:
-„A
co z tym dzieckiem jest nie tak, że ma być tak długo na piersi?”.
Okazuje się, że jednak prof. Lubiński nie jest tak sławny w
środowisku medycznym, jak myślałam, że jest. Słysząc taką
wypowiedź, lekko się podłamałam. Zamiast zakończyć wizytę,
wytłumaczyłam.
-„Tu
nie chodzi o dziecko, tylko o mnie. Karmienie piersią jako prewencja
raka sutka – słyszał Pan o tym?”
Nie
odpowiedział, ale widać sprawa męczyła doktora dalej, bo poszedł
po innej linii oporu.
-
„No ale przecież kiedyś musi Pani odstawić to dziecko od
piersi!”
Rozmowa
w tym stylu to odbijanie piłeczki od ataku do obrony. Nie biorę
udziału w takich dyskusjach, bo nie widzę powodu dla którego
miałabym tłumaczyć się komuś, kto nie ma wiedzy i nie ma też
chęci by tę wiedzę zdobyć, dlaczego postępuję tak, a nie
inaczej. Bardzo dużo mi ta wizyta dała – pokazała mi, że
człowiek ubrany w biały fartuch, w atrybut autorytetu, swoimi
rękoma doskonale potrafi ulepić pacjenta w dowolny kształt.
Pacjent – nie przychodzi zdrowy do lekarza – często ma
temperaturę, boli go brzuch, noga, głowa, oko, gardło i nie ma
siły spierać się z doktorem o formę terapii. Często też pacjent
nie ma wiedzy. Niestety tym razem pacjent – czyli ja – nie
pasował do żadnej z wcześniej przygotowanych foremek. Pewnie gdyby
chodziło to tylko o mnie – sprawy inaczej by się potoczyły.
Karmienie piersią nie jest tylko dla mnie – jest dla mojej córki,
która tego potrzebuje, ale też potrzebuje w coraz mniejszych
odstępach czasu. Czy odstawienie jej z dnia na dzień, z chorą mamą
u boku, byłoby dla niej dobre? Czy doktor pomyślał o tym, kto
miałby wstawać w nocy przygotować proszek i podać go w butelce?
Ja chora, czy niewyspany tata? Dlaczego mam płacić za mleko w
proszku, skoro mam swoje za darmo i to tysiąc razy lepsze?
Mam
wrażenie, że nie poddałam się podczas tej wizyty, ale po wyjściu
z gabinetu przytłoczyło mnie wszystko, co usłyszałam. Nie
dostałam żadnego leku, ponieważ dwa sprawdzone w pharmindexie nie
nadawały się dla mam karmiących. W Internecie bez problemu można
znaleźć laktacyjną listę leków – jest ona dostępna bez
zalogowania i rejestracji, wystarczy poszukać. Jeden telefon po
wsparcie duchowe do doradcy laktacyjnego i stanęłam na nogi. A ile
kobiet uwierzy akurat temu doktorowi, że MUSIAŁY odstawić dziecko
od piersi?
Wolałabym
sytuację, w której doktor mówi: „Nie specjalizuję się w
leczeniu ciężarnych i karmiących kobiet. Mam problem z doborem
leków. Nie mam doświadczenia. Proszę udać się do mojego kolegi
X. Przykro mi, nie mogę Pani pomóc”.
By
usłyszeć takie sformułowanie trzeba mieć przede wszystkim
odrobinę klasy i wiele pokory. Trzeba cechować się szacunkiem do
swojego pacjenta i przyznać się do swojej indolencji, a tego widać
nie uczą podczas trudnych sześciu lat studiów medycznych, ani nie
wynosi się tego z rodzinnego domu.
Autorka: Mama N.
Napiszcie jakie miałyście własne doświadczenia i jakie są Wasze
oczekiwania wobec środowiska medycznego, jeśli chodzi o kompetencje lekarzy i wspieranie
naturalnego karmienia, czyli karmienia piersią...
ps. Komentarze ukazują się z opóźnieniem